środa, 25 lutego 2015

każdy ma jakieś dziwactwa ;)

Jakaś moda panuje ostatnio na dzielenie się swoją intymnością - jakby samo prowadzenie bloga nie było wystarczającym obnażaniem się. Ale ponieważ w RODK zostałam określona jako osoba introwertyczna - trzeba z tym walczyć. Ten post będzie terapią. Poniżej wymienię moje dziwactwa ;)

1. Zaglądam ludziom do uszu

Serio. Nie wiem dlaczego, ale brudne paznokcie nie rażą mnie tak, jak brudne uszy. Paznokcie może dlatego, że po kilku latach prowadzenia sitodrukarni wiem, że można nie móc ich domyć. To znaczy można rozpuszczalnikiem. Ale stosowanie tej metody kilka razy dziennie powoduje powstawanie ran. Ale ja nie o tym. Ja o uszach. Sama ZAWSZE mam w kieszeni patyczek do czyszczenia uszu. Muszę mieć.

2. Najchętniej zamieszkałabym w lesie

Choćbym była nie wiem jak zmęczona, na hasło "jedziemy do lasu" jestem gotowa w 5 minut. Uwielbiam łazić po lesie szczególnie w sezonie grzybowym. Dzieci mniej to lubią, ale nie mają wyjścia. Mają za to dużą wiedzę w rozpoznawaniu grzybów. Znacie siedmiolatkę, która rozpoznaje poszczególne odmiany borowików i krzyczy na cały głos: mam ceglastoporego!!! Albo która wie jak wygląda opieńka lub gołąbek zielonawy? Córka wie. W dodatku wykrzykuje w lesie nazwę każdego grzyba, gdy tylko go znajdzie (a znajduje wyjątkowo często), wskutek czego jacyś zazdrośni grzybiarze dwukrotnie pocięli mi opony w aucie.
Moim największym marzeniem jest mieszkanie w chatce pod lasem, z dala od świata. Z dziećmi i zapewniającym mi poczucie bezpieczeństwa mężczyzną, który zbuduje mi wędzarnię, na wypadek gdybym miała ochotę spróbować wytwarzać własne wędliny. I nie wkurzy się na mnie, gdy po dwóch razach mi się znudzi ;) Ponieważ mężczyzny idealnego nie spotkałam, raczej nie wieszczę temu marzeniu spełnienia. Sama pod lasem mieszkać bym się bała. Nie zwierząt, nie ludzi, ale na przykład wypadku. Aaaa, no i nie wyobrażam sobie póki co, żeby moje dzieci mieszkały z facetem, który nie jest ich ojcem. To w sumie skomplikowana sprawa :/

3. Nie potrafię utrzymać porządku w ubraniach

Mimo że zdejmując pranie z suszarki od razu je składam, to często poskładanego nie odnoszę do szafy. No i leżą takie kupki w całym mieszkaniu. Nie będę tego rozwijać, bo nie jestem wcale z tego dumna.

4. Gubię klucze

Znajduję je po jakimś czasie. Na przykład po roku. W torebce, kieszeni spodni albo innym oczywistym miejscu, gdzie - dałabym sobie głowę uciąć - sprawdzałam milion razy.

5. Nienawidzę zakupów

To już nie raz wspominałam. Najchętniej chodziłabym w jednym ubraniu i jednych butach przez cały czas. Dostaję drgawek, gdy czeka mnie wyprawa do centrum handlowego. A szczególnie nie lubię kupować butów. Na samą myśl się denerwuję. Drgawek dostaję też, gdy centrum handlowe nazywa się galerią ;)

O! bez rysunku "tą razą" ;) Dla odmiany :D


niedziela, 15 lutego 2015

Jak się nie domyślasz...



Moje drogie Panie, jak często taka sytuacja miała miejsce? Ile razy chciałyście, żeby facet coś dla Was zrobił tak sam od siebie? Bo jak byście mu powiedziały co ma zrobić, to cały urok by prysł? Szczególnie gdy chodziło o błahostki. No bo jak powiem mu, że ma mi z zaskoczenia powiedzieć, że mu się podobam, to bez sensu. Albo żeby sam się zabrał za naprawę jakiejś pierdoły - można wtedy się pochwalić, jaki ten mój facet zaradny. Albo żeby zauważył, że nie jest poodkurzane i sam od siebie to zrobił. Albo żeby sam kupił bilety do kina i film wybrał, i jeszcze babcię poprosił o opiekę nad dziećmi w tym czasie. W ogóle pomyślał o tym, żeby coś zrobić! Żeby zadbał o nas z własnej inicjatywy. Siedzicie więc i myślicie, że on nic nie robi, a powinien, a on nawet się nie domyśla, że czegoś oczekujecie i frustrujecie się coraz bardziej, aż w końcu wybuchacie. Najczęściej wybuch następuje "znienacka" dwa dni przed okresem.

Jakiś czas temu wybrałam się z moim byłym chłopakiem (takim jeszcze z czasów przed mężem) do kina. O w jakim ja byłam szoku, że jak postanowiliśmy się do tego kina przejść i ustaliliśmy mniej więcej którego dnia, to zaraz poinformował mnie gdzie, kiedy i o której mam być. Sam zarezerwował i kupił bilety. Tak, to naprawdę może budzić zdziwienie po kilkunastoletnim związku, w którym wyjście na film, nawet to inicjowane przez niego, kładło na mnie obowiązek sprawdzenia kin, cen biletów, godzin, a na końcu zapytania małżonka czy mój wybór mu odpowiada.

Wracając do męskiej psychiki. Jedno wiem. Facetowi trzeba prosto z mostu mówić o oczekiwaniach. Co prawda nie zawsze te oczekiwania będą spełniane, ale jest duża nadzieja. Na domyślność nie ma co liczyć. Czasami trzeba powtarzać coś w nieskończoność, wbrew powiedzeniu, że jak facet powiedział, że coś zrobi, to na pewno to zrobi i nie trzeba mu o tym przypominać co pół roku.

Moi drodzy Panowie, w sytuacji jak na obrazku kobieta wcale nie ma na myśli, że już nic nie musicie robić. Powyższe zdanie, to wyrażenie najszczerszej pogardy dla stanu Waszego intelektu oraz początek gorączkowych rozmyślań na temat: "czy on mnie jeszcze w ogóle kocha?", a stąd już niewiele brakuje do porządnej awantury. Rozejrzyjcie się po domu czy kran nie cieknie, czy jakiejś szafce nie brakuje zawiasu, spójrzcie na żonę, czy nie była przypadkiem u fryzjera i należałoby się zachwycić jej wyglądem, albo zwyczajnie okażcie odrobinę zainteresowania. ZAINTERESOWANIA. Seks w tym przypadku nie jest wskazany - utwierdzi jedynie kobietę w przekonaniu, że myślicie tylko o jednym, a w ogóle to skończeni z Was egoiści ;)

sobota, 14 lutego 2015

Kubki smakowe na szyjce macicy

Są kobiety, które czytają babskie książki. Taki Grey ostatnio wiedzie prym. Nie krytykuję. Nie czytałam. Nie mam zamiaru. Krytykować sobie mogę Coelho, bo czytałam, nawet kilka. Tylko w przypadku dwóch dobrnęłam do końca. Są kobiety, które czytają naszego rodzimego erotomana Wiśniewskiego. Też czytałam. Podobało mi się, jak byłam młoda i głupia. Teraz się sobie dziwię ;)

A ja sobie czytam raczej mało babskie książki. W większości. I w takiej mało babskiej dziś znalazłam to:


Z tą rewelacją popędziłam robić śniadanie. Sałatkę. Bo się odchudzam. Codziennie. Mniej więcej do południa. Około południa dochodzę do wniosku, że:
- jest mi ciepło, a bardzo to lubię,
- Córka mi kiedyś powiedziała, że lubi się do mnie przytulać, bo jestem mięciutka,
- moje BMI jest poniżej 25, więc teoretycznie nadwagi nie mam (praktycznie to ten wskaźnik jest do dupy),
- faceci zwracają uwagę na to co mówię (w końcu!),
- na spotkaniach towarzyskich zazwyczaj jestem adorowana,
- uwielbiam jeść ;)
Ale było jeszcze "do południa", więc się odchudzałam. Robiłam zatem sałatkę z pora (kolejny plus bycia singlem - nawet czosnku się można najeść na śniadanie) i opowiadałam mamie, co przeczytałam w książce. Przy krojeniu warzyw do sałatki doszłam do wniosku, że kolorystycznie ta sałatka jakaś uboga jest i coś czerwonego by się przydało. Wtedy byłaby ładniejsza. Mama zaproponowała paprykę. Wzięłam więc paprykę, wycięłam gniazdo nasienne i....


Tę, będącą w stanie wzwodu, część papryki podarowałam świnkom morskim, niech mają coś dziewczyny z walentynek, zastanawiając się czy papryka jest dostatecznie słodka - to tak odnośnie wspomnianych wcześniej kubków smakowych. A następnie spojrzałam w okno:


Co z tego wynika? Walentynki można celebrować na wiele sposobów, a nawet te samotne są całkiem przyjemne :D

PS. A Wam, tym którzy spędzacie je we dwoje, polecam zaopatrzyć się w miód ;)

piątek, 6 lutego 2015

Nie lubię mieszać się w politykę

No nie lubię. Pewnie nie jedna osoba nie będzie miała o mnie najlepszego zdania - bo poglądy poszczególnych partii mnie nie interesują, nie wypełniam obowiązków obywatelskich i na polityce zupełnie się nie znam. Nie lubię ludzi skrajnie prawicowych, ani tych skrajnie lewicowych. Nie jestem w stanie się określić po której stronie barykady stoję. Z jednej strony - odebrałam wychowanie w pogardzie dla komunizmu, a wiedza ekonomiczna zdobyta na studiach przychyla mnie do popierania liberalizmu gospodarczego. Polska prawica odrzuca mnie jednak swoim zacofaniem i zacietrzewieniem. Z drugiej strony wierzę w wolność osobistą, uważam, że orientacja seksualna każdego człowieka, to tylko i wyłącznie jego sprawa. A sprawę świeckości Państwa przemilczę.



Śledzę jednak te wydarzenia, które dotykają mnie osobiście. I tak było dzisiaj. Cieszę się z przyjęcia ustawy o ratyfikacji Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Jednak dzisiaj miało miejsce jeszcze jedno istotne wydarzenie - sejm odrzucił projekt dotyczący podniesienia kwoty wolnej od podatku. Kwota ta oscyluje w okolicach 3000 zł od wielu lat, co wydaje mi się zwyczajnie śmieszne. Ta sytuacja godzi w interesy ludzi najbiedniejszych (więcej o tym tu: KLIK). Specjalnie obejrzałam dziś kilka programów informacyjnych i o tym fakcie nie było w nich w ogóle mowy! Za to sejmowe awantury o konwencji i wypowiedź na temat płci posła Niesiołowskiego odbiły się szerokim echem! 


Zatem dzisiaj będzie politycznie:





Dobranoc :)