środa, 17 września 2014

do spania

Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego moje non stop tłukące się dzieci potrafią niebywale zgodnie się bawić gdy nadchodzi pora spania?
Pół godziny przed porą mycia zębów i kładzenia się do łóżek informuję ich, że zostało im pół godziny, więc jeżeli ktokolwiek ma ochotę na coś do jedzenia, picia, potrzebuje jeszcze coś zrobić, to teraz. Odzewu brak. Mija pół godziny. I nagle dzieci stwierdzają, że są jeszcze głodne. Ale nie na kanapkę, tylko na coś ciepłego. Aaaa, i pić im się chce. Nie wody z sokiem. Herbaty. A tak w ogóle, to oni chyba jeszcze coś tam mieli zadane, o czym zapomnieli wcześniej. Po ogarnięciu tego wszystkiego kładą się do łóżek. I tu nagle przypominają sobie o istnieniu toalety. Tak ze trzy razy. A potem to jeszcze by się czegoś napili.
Tu jest moment na chwilę oddechu. Czytamy. Najgorzej jest, jak mamy wybrać nową książkę, bo się kłócą którą. Problem rozwiązuję ja. Ja wybieram. Zazwyczaj jest to jednak bardzo przyjemny moment. Czytanie jest takie cudowne, gdy nie da się przeczytać nawet jednego zdania nie przerywając. A przerwać trzeba, bo dzieci dyskutują na temat tego, czego słuchają już w trakcie czytania. Wyciszeni (no w miarę) kończymy czytać. Potomstwo idzie spać. 
Dopóki mieli wspólny pokój w tym miejscu następowała kłótnia: Bo jego stopa wystaje na moje łóżko! Bo ona za głośno oddycha. Bo on się wierci! A ona leży w dziwnej pozycji i mnie to denerwuje. Mamo, bo on/ona gada i nie mogę spać. Teraz mają osobne pokoje. Wrzeszczą więc oboje równocześnie: mamo!!! przytul!!! Słyszałam, że jemu dałaś 11 buziaków, a mi 10! Dlaczego???

Aaaaaa!!!!! 
Tak, ćwiczę cierpliwość. Nie wychodzi mi to. Ustaliliśmy, że jednego dnia dłużej przytulam jedno, a drugiego drugie. Wyszło dobrze. Sami mnie wysyłają do pokoju drugiego, "wiesz, żeby nie było mu smutno, że ze mną tylko rozmawiasz". Wiem też, że rozpoczynanie akcji "spanie" wcześniej nic nie daje. Wtedy mają więcej potrzeb i w rezultacie wychodzi na to samo, tylko akcja się przedłuża. Mam nadzieję, że kiedyś opanuję sztukę spokojnej organizacji wieczoru. Albo sztukę: odpuszczam organizację, bo dzieci organizują się same.
Mam też nadzieję, że nie będzie to dopiero po ich trzydziestych urodzinach ;)



PS. śledzicie Annę L. na fejsie? bo rysunków tam jest więcej niż tu ;) Anna L. na fejsie KLIK

11 komentarzy:

  1. Ja to wyćwiczyłam inną metodę, a raczej nadal ją ćwicze. Usypiam Niko potem wchodzę do łóżka i domagam się kolacji, całusa i zgaszenia światła i jakoś im się nie chce uslugiwac wykonczonej matce więc migiem zamykają do łóżka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A myślałam, że to tylko u mnie tak jest ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha. Przypomnialo mi sie jak w dziecinstwie gdy bylismy w gosciach i padalo ''zbieramy sie do domu'' to nagle wszystkie obecne dzieciaki nagle stawaly sie okropnie glodne :)
    Czesc z usypianiem tez nie jest mi obca.Gdy trafialysmy z siostra do lozka (miedzy nami rok roznicy i mialysmy przez pewien czas wspolne lozko) to kazdy powod byl dobry by sie poklocic, a bo to ''ona mnie dotknel'' albo '' przekroczyla jednym palcem moja polowe lozka'' - rodzicom rece opadaly, wiec razu pewnego by uciac wszelkie przetragi miedzy nami po prostu polozyc miedzy nami deske!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo dzieciaki to spryciarze:). U mnie jest na razie spokojnie, ale jestem pewna, że i dla mnie przyjdą ciężkie czasy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ania nie mam dla ciebie dobrej informacji. Tak będzie, aż się wyprowadzą z domu:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście że śledzimy na fejsie!
    Siedzimy i śledzimy!

    OdpowiedzUsuń
  7. 1. Sabina - tu się z Tobą zgodzę. Trzeba mieć nie lada nerwy żeby ten wieczorny kataklizm ogarnąć.
    2. Dorota - powiedz, że to to tylko taki żart.

    OdpowiedzUsuń
  8. A Ty pisałaś o swoich dzieciach czy o moich? ;) Chociaż moje nie doszły jeszcze do etapu, że za głośno oddycha :P

    OdpowiedzUsuń