czwartek, 23 października 2014

przepis na bezglutenowe ciasto z dyni hokkaido i mąki ryżowej

Postanowiłam zrobić ciasto. Miało być bezglutenowe i zdrowsze niż takie zwykłe. Zrobiłam na próbę, zupełnie na czuja - dzieci pochłonęły całe w 10 min. Syn poprosił o upieczenie takiego do szkoły. Córka w trakcie konsumowania trzeciego kawałka, dowiedziała się, że je dynie. Przerwała przeżuwanie na 5 sekund, po czym wzruszyła ramionami i jadła dalej.

Kolejnego dnia upiekłam drugie. Kuzynowi, który wpadł w odwiedziny, smakowało.

Ciasto jest niezwykle aromatyczne i w ogóle nie czuć w nim braku zwykłej pszennej mąki. A poza tym robi się je momentalnie. Gdybym miała w domu, pokusiłabym się jeszcze o wrzucenie do niego odrobiny startego imbiru. Bo wydaje mi się, że bardzo by pasował.

Ale do rzeczy:





PS. Puree z dyni robimy tak: puree z dyni

czwartek, 9 października 2014

Bycie rodzicem ryje mózg

Nie mam pojęcia dlaczego dzieci uwielbiają ryjące mózg piosenki. Im bardziej taka piosenka jest powtarzalna, rytmiczna, prosta, słodka do porzygania i niewymagająca myślenia, tym bardziej się dzieciom podoba. Gdy moje potomstwo było jeszcze całkiem małe, wieczornym rytuałem było słuchanie angielskich piosenek. O takiej na przykład:




Albo takiej:


To były ich dwie ulubione. Obie mają to do siebie, że po ich usłyszeniu cała rodzina nuci to cholerstwo zupełnie bezwiednie. Całe szczęście dzieci już z tego wyrosły. Natomiast sam kanał dreamenglish Wam polecam, są tam także całkiem przyjemne utwory. Posłuchajcie na przykład piosenki o liczeniu. Córka przez pół roku była przekonana, że sześć to po angielsku "jump" ;)


Żeby nie było tak wesoło, że niby już wyrośli i spokój w domu, postanowiłam atmosferę trochę zamącić. Ostatnio cały wieczór w kółko śpiewałam to:



Różnymi głosami. W kółko. 2:58 - moje ukochane zawodzenie się zaczyna. W trakcie ścielenia łóżka, wskoczyłam na nie i udając, że jest sceną, postanowiłam dać koncert. Głos modulowałam jak w operze. Syn wskoczył do mnie. Poskakał po łóżku, po czym rzekł:
- Niech Pani już kończy, bo brzmi Pani jak awaria.
Nie dana mi będzie kariera muzyczna. nawet we własnym domu mnie nie doceniają. Ale za rycie mózgu się odpłaciłam :D

Ps. odpłacam się zresztą codziennie:





niedziela, 5 października 2014

piątek, 3 października 2014

Wycieczka szkolna

Wczoraj, pierwszy raz w życiu, byłam opiekunką na wycieczce szkolnej. Byłam mocno przerażona tą perspektywą, ale jak się okazało zupełnie niepotrzebnie. Zaczęło się "cudownie". Cała wycieczka czekała na mnie i córkę bo ugrzęzłyśmy w korkach. Syn też z nami ugrzązł, ale w jego przypadku konsekwencją było tylko opuszczenie pierwszej lekcji. W pewnym momencie zdecydowaliśmy zostawić auto pod mijaną Biedronką i dobiec do szkoły na własnych nóżkach. W sumie droga zajęła nam nie 15 minut (jak zwykle), a ponad godzinę. Całe szczęście po drodze do Zatora, gdzie zmierzaliśmy, korków nie było i udało się zdążyć na czas. 

I tu nastąpił moment, którego najbardziej się obawiałam. Czyli wypuszczenie szarańczy na teren otwarty. Ponieważ moich dwoje dzieci zazwyczaj w takim wypadku biegnie w dwie przeciwne strony, byłam przekonana, że czterdzieścioro czworo zrobi dokładnie to samo. Próbowałam zatem podzielić 360 stopni na 44 równe części, te zaś pomnożyć przez ilość dzieci przypadających na jednego opiekuna. Jednocześnie szacowałam w myślach średnią prędkość jaką osiąga siedmiolatek. Tak, wiem, zboczenie umysłów scisłych. Wszystko po to, aby jak najlepiej się przygotować. Zanim skończyłam liczyć... szarańcza stała w równym rządku w parach. Eeeee???? To nauczyciele mają tak łatwo? Tak... że tego:


Jak się okazało później, nauczyciele nie mają tak łatwo. Przez całe moje życie nikt nie zadał mi tylu pytań. Mądrych, głupich, śmiesznych, absurdalnych. Najlepsze było jedno. W trakcie rejsu po jeziorze mitologii i omawianiu postaci Erosa:
- Proszę Pani, a dlaczego jak widzę całujących się ludzi, to chce mi się siku?
I co? Swoim dzieciom bym odpowiedziała. Ale obcym? Nie mając pojęcia o poglądach ich rodziców. Wybór padł na najbardziej wychowawczo błędną opcję:
- Nie wiem! - odburknęłam świadoma własnej porażki. Na pedagoga to ja się nie nadaję! ;)

A poza tym dzieciaki są zwyczajnie cudowne, ich radość zaraża. Wróciłam bardzo pozytywnie zmęczona. Mogę jeździć z nimi na wycieczki częściej :D