piątek, 30 stycznia 2015

Moje dziecko jest ćpunem!

Reklamy medycznych suplementów diety dla dzieci denerwowały mnie od dawna. Ale wczoraj aż mną zatelepało. Podczas 20 minutowej jazdy samochodem, w radio usłyszałam 6 reklam suplementów diety, w tym jedna po drugiej reklamy: apetizera - "by niejadek zjadł obiadek" - oraz limitków, rzekomo ograniczających apetyt na słodycze! Osobiście staram się unikać tego typu produktów. Ale ile jest matek, które podadzą dziecku syropek lub kropelki w trosce o jego zdrowie? Przecież to niemożliwe, żeby prawo pozwalało na sprzedaż czegoś, co dziecku zaszkodzi.


Na jednych z pierwszych zajęć z marketingu, jakie miałam na studiach, omawialiśmy "rodziców" jako najłatwiejszą do sterowania grupę docelową. Reklamy produktów dla dzieci perfidnie wykorzystują nasze emocje! Bo kto nie chce dla swojego dziecka jak najlepiej? Szczególnie w dzisiejszych czasach. 30 lat temu matka pracująca na dwa etaty wracała do domu i miała świadomość konieczności zapewnienia dzieciom posiłku i ściągnięcia ich z podwórka o odpowiedniej godzinie, aby zdążyły odrobić lekcje. I tyle! Ewentualnie mogła wychowawczo dać pacholęciu w dupę za wybicie piłką okna na klatce schodowej. A gdy dziecko sprawiało problemy - była to tylko wina niegrzecznego gówniarza, który matki i jej krwawicy nie szanuje. Nie twierdzę, że brak świadomości wpływu postępowania rodziców na zachowanie dziecka był pozytywem tamtych czasów, ale miał jedną zasadniczą zaletę - ograniczał rodzicielską frustrację. Dzisiaj w matkę niemal od momentu poczęcia dziecka wtłaczane są wyrzuty sumienia. Nie jest ważne jak postępuje - otoczenie zawsze pokaże jej, że wszystko może robić lepiej. Dzisiejsza matka czuje się winna za każde niewyraźnie wypowiedziane przez jej dziecko słowo, za każdą krostkę i za każdy szczegół, którym jej dziecko różni się od obrazu dziecka idealnego. Taka matka jest niezwykle podatna na wszelkie działania marketingowe, tym bardziej te stosowane przy sprzedaży produktów, które bez wysiłku mają w cudowny sposób naprawić jej nieidealnego bobasa. Działania, które wykorzystują nasz podstawowy instynkt przetrwania gatunku, czyli nic innego, jak chęć zapewnienia swojemu potomstwu jak najlepszych warunków życiowych. I założę się, że istnieje masa ludzi, którzy dają się na to nabierać.

 Poza tym zastanówcie się, co to za metoda wychowawcza? Poprzez podawanie dzieciom tego typu środków uczymy je, że na każdy kłopot znajdzie się magiczna pigułka. Po co uprawiać sport, po co zdrowo komponować dietę? Po co się uczyć? Złe wyniki w nauce to wina braku koncentracji, a tej przypadłości pozbędziemy się za pomocą musujących tabletek "sesja". Nie działa? Ojej... to znaczy ciężki z nas przypadek.

I jeszcze najgorsze zagrożenie - uzależnienie od leków. Podawanie dzieciom syropków, tableteczek i pigułek to świetna droga do zapewnienia im takiej przyszłości. A na uzależnienie od leków, Drodzy Państwo, często się umiera. Niestety z własnej woli wychowamy pokolenie ćpunów.




Uważam, że brak zakazu reklamy suplementów diety i lekarstw jest zwyczajnie skandaliczny! 

PS. pamiętacie, co działo się Colinowi z "Tajemniczego Ogrodu"? 

piątek, 23 stycznia 2015

Narzeczony na gwałt poszukiwany!

Najczęstszym, co może usłyszeć samotna kobieta po trzydziestce, jest zdanie: "jesteś jeszcze młoda, ładna, znajdziesz sobie kogoś". Ewentualnie opinie: "z braku chłopa fiksuje". Gdy kobieta jest zbyt długo samotna, zaczyna być postrzegana jako desperatka. Koleżanki starają się swoich mężów trzymać od delikwentki z daleka, bo te kilka zdań, które ostatnio z nimi (tymi mężami) zamieniła, to był flirt. Na bank. Bo przecież już jest jej obojętne kto, byleby za rozporek mogła złapać. "Ja Ci dobrze radzę kochana, Ty lepiej trzymaj tego swojego krótko, jak ona się zbliża. Nigdy nie wiadomo, z której strony zaatakuje. Ani się obejrzysz i Ci go odbije, flądra jedna. O!"

Gdy rzeczona flądra zbliża się do towarzystwa, panie natychmiast przystrajają oblicza pięknymi uśmiechami. "Oj, wiem jak Ci ciężko, sama jesteś. Podziwiam Cię. I wiesz, czasem jak mi ten mój pieprznie skarpetami na środek pokoju, to Ci zazdroszczę. Ale ja bym tak nie dała rady, trzeba mieć dużo siły. Nie łatwiej by Ci było z kimś? Zawsze to łatwiej."

A ja tak słucham i słucham, i myślę, i może bym i tych rad posłuchała? Bo przecież całe to towarzystwo, tyle osób, tyle bogatych różnorodnych umysłów, nie może się mylić. Co z tego, że pół mojego życia, które spędziłam w związku przyniosło inną naukę. I może znalazłabym sobie tego narzeczonego. Ale wybredna będę, wymagania mam:

1. Wygląd
Nie wygląd najważniejszy, wiem. Ale jeżeli mogę być wybredna, to będę. Także tego... idealnym kandydatem byłby wysoki, misiowaty brunet. Nie lubię chudych facetów. Z twarzy coś jak Jason Momoa, trochę mniej umięśniony. Specjalnie dla niego poszłam do kina na Conana - film beznadziejny, ale może wydawało mi się tak, gdyż średnio śledziłam akcję, zapatrzona w tę twarz:



Włosy - najlepiej długie, ale niekoniecznie.

2. Głos.
Barwa głosu, to jedna z pierwszych cech, na którą zwracam uwagę. Głos, jak Peter Steel. Nie ma nic gorszego, jak wielki facet z piskliwym głosem.




3. Inteligencja
Na nic się zda wygląd Pana Momoa i głos Steela - jak chłop będzie głupi. Wymarzony kandydat powinien imponować mi intelektualnie. I musi czytać! Dużo czytać. Czytający facet nawet wyglądać nie musi, byleby nie był ode mnie drobniejszy. Ramię ma mieć szersze niż moje, a o to nie tak łatwo ;) Przykładów nie podam.

4. Usposobienie
Pewność siebie. To jest najważniejsza cecha jakiej wymagam. Facet, który nie jest pewny siebie, jest spalony. Ale w tym wszystkim musi mieć w sobie ciepło. Jak Miłoszewski. 



Co prawda nie wiem jakim człowiekiem jest pan Zygmunt, ale ma takie właśnie ciepłe oczy. Jeżeli jednak chociaż trochę postać Szackiego wzorował na sobie, to pewnie bym go nie polubiła. Szacki to jeden z najbardziej wkurzających mnie bohaterów literackich. Co nie oznacza, że trylogia o nim jest zła. 

5. Sposób wysławiania się
Nie znoszę facetów, którzy przeklinają. Uwielbiam mężczyzn, którzy mają mowę piękną i kwiecistą jak iberyjscy pisarze. Taki Marquez, Vargas, Zafon, Cabre... Byle nie Coelho ;) 



6. Testosteron
Ma kipieć. Czytaliście Metro 2033? W ogóle całe uniwersum? Szczególnie Głuchowskiego i Diakowa. Uwielbiam te książki właśnie ze względu na twardych gości z kałachami kipiących testosteronem.

7. Poczucie humoru
No przecież, że jak Pratchett. Inne niedopuszczalne. 


8. Sposób poruszania się
Tak! to ma ogromne znaczenie! Nie tylko mężczyźni patrzą na ruch kobiecych bioder. Potrafię oglądać programy kulinarne Gordona Ramsay'a, żeby popatrzeć jak się porusza ;) Uwielbiam to jego ADHD!




Tadam!!! Pierwszy blondyn w zestawieniu ;)



Niestety w swoim życiu nie spotkałam mężczyzny, który spełniałby te cechy, i który dodatkowo byłby mi bezgranicznie oddany, więc jak widzicie - jestem zmuszona być sama :D A mężów chować przede mną nie musicie. No... chyba, że jesteście żoną, któregoś z tu wymienionych ;) Poza tym, świetnie to kiedyś napisała Ania z Przewijaka KLIK

Nie chce już ślubu, nie marzę o tym wyjątkowym dniu, z przystojnym mężczyzną u boku. Odciąga mnie od tego to, co obserwuję na co dzień, to, co widzę i słyszę. Wiele moich znajomych małżeństw żyje ze sobą, ale tak naprawdę żyje tylko obok siebie. Mąż z żoną mijają się, spędzają wolny czas samotnie, mimo, że obok siebie. Mam to samo, a przynajmniej nie muszę prać męskich skarpetek i gotować obiadków.  Oczywiście nie chcę generalizować, wiem, że istnieją wspaniałe małżeństwa, takie również znam.


A na koniec, odeślę Was do tekstu Karoliny: Dlaczego nie szukam Kubie nowego tatusia?

"Wpis pisany jest ogromną dawka ironii i jeszcze większą szczyptą egoizmu. Takiego egoizmu za nas dwoje. Nie bierzcie go całkiem serio. Bądź co bądź- może uspokoi on wścibskich." Karolina


Aaaa! Najważniejsze! Facet ma mieć jaja!




czwartek, 8 stycznia 2015

rok życia i śmierci. rok wielkich emocji

Dzisiaj będzie osobiście i chyba nie bardzo śmiesznie. Zresztą jak zwykle ostatnio tutaj.
Od kilku dni podsumowuję sobie w głowie miniony rok, bardzo obfity w wydarzenia, mimo że spędziłam go właściwie w domu.

Na początku roku dostałam informację o pierwszej młodej śmierci. Umarła córeczka moich znajomych. Śliczna, mała dziewczynka, której co prawda osobiście nie poznałam, bo urodziła się za granicą, ale której mocno kibicowałam w walce o zdrowie. Chyba tylko matka wie, jak rozwala taka informacja. Jak rozwala śmierć własnego dziecka, nie jestem sobie w stanie wyobrazić.

Na początku roku odbyło się też nasze badanie w RODK, które mną psychicznie wstrząsnęło. Nie było to łatwe doświadczenie. Smutne jest to, że wpis na temat badania jest najczęściej odwiedzanym na blogu. Wszystkim odwiedzającym życzę powodzenia.

Na wiosnę dotarła do nas szczęśliwa wiadomość. W rodzinie mojego męża urodziła się mała dziewczynka. Szczęście nie trwało długo. Zaraz po tym zachorował i umarł jej tata. Nie miał nawet czterdziestu lat. Zabrał go rak. Ta wredna choroba nie poprzestała jednak na jednym życiu. Niedługo potem, bo nie minął miesiąc, w tej samej rodzinie umarła młoda mama. Niesamowicie pozytywna kobieta. Zostawiła synka, rok młodszego od mojego. Było to mniej więcej w czasie gdy zmarła Przybylska. Gdy cała Polska opłakiwała aktorkę, mnie trafiał szlag. Byłam zła, że wszyscy o niej pamiętają.

Moja reakcja na śmierć w moim otoczeniu była zawsze taka sama - nie odzywałam się zbyt wiele do najbliższej rodziny zmarłej osoby. Myślałam, że to nie na miejscu i że nie będą mieli siły na rozmowę ze mną. Dopiero niedawno ktoś uświadomił mi, że to nie prawda. Matka nie Wariatka - dziękuję za ten wpis KLIK.

Rok był też dla mnie bardzo pozytywny zawodowo. Mimo, że nie zarabiam na tym co lubię na tyle, bym mogła spać spokojnie, to bardzo się rozwinęłam. Wszystko to byłoby niemożliwe bez wsparcia najbliższej rodziny (mamo, jesteś najlepsza). I bez pewnej osoby, którą na żywo zobaczę dopiero jutro.

Kochana i droga Aniu "Przewijko" KLIK - chyba sama sobie nie zdajesz sprawy, jak dużo Ci zawdzięczam w tym roku. Dzięki Tobie wzięłam udział we wspaniałym projekcie, który ruszył mój tyłek z odrętwienia. Dzięki Tobie, poznałam masę cudownych osób. Dzięki Tobie, zamiast myśleć o swoim nieszczęściu, nie miałam na to czasu i zaśmiewałam się pracując z Gosią KLIK po nocach. Gosia zresztą jest kolejną osobą, która przywróciła mi wiarę w człowieka. Mam nadzieję, że nasza znajomość przetrwa długo. 


W tym też roku umocniła się moja przyjaźń z pewnym wielkim człowiekiem. Wybacz, że nie odzywam się do Ciebie zbyt wiele.

W minionym roku urodził się w mojej najbliższej rodzinie cudowny chłopczyk. Taki malutki ideał, do wyściskania, przytulania, zachwycania. Moje dzieci nie mogą się doczekać, kiedy urośnie na tyle, żeby się można było z nim bawić. To taki największy pozytyw 2014 roku.

W grudniu, 7 urodziny obchodziła moja Córka. Nie mogę uwierzyć, że jest już taka wielka. Gdy śpiewałam jej sto lat w domu Eksa, a ona zdmuchiwała świeczki z muffinki, która miała symbolizować tort (właściwy był na przyjęciu) - za ścianą domu obok policja rozmawiała z mieszkającą tam rodziną w sprawie śmierci. Życie odebrał sobie pan domu. Może nie bliski znajomy, ale sąsiad przez płot, któremu codziennie mówiliśmy "dzień dobry". Nie wiem, czy mimo starań, moje "sto lat" śpiewane córce brzmiało radośnie.

A w wigilię zdarzył się kolejny mały cud i tym razem moja sąsiadka urodziła ślicznego chłopczyka. Radości nie było końca, gdy sąsiad przybiegał co chwilę aby opowiedzieć z przejęciem o każdym nowym szczególe dotyczącym jego małego synka i żony. W wigilię również odkryłam, że w mojej rodzinie spełniło się większość składanych sobie wzajemnie przed rokiem życzeń.

To wszystko dało mi wiele do myślenia. Ostatni czas uświadomił mi kruchość życia i to jak ważne jest wszystko, co w nim robimy. Teraz jestem znów w ogromnych nerwach - właśnie zbliża się kolejna rozprawa rozwodowa. Nie mogę zasnąć myśląc o tym co noc. Nie jestem w stanie skoncentrować się na niczym innym. Moje nerwy są znów na granicy wytrzymałości. 

Postanowień noworocznych nie robię. Albo zrobię, ale nie będę się nimi dzielić publicznie. Poza jednym: postanawiam mimo nerwów znaleźć znów serce do prowadzenia bloga ;) Z egoistycznych pobudek - dużo dobrego mnie dzięki temu miejscu spotkało.

Szczęśliwego Nowego Roku, Kochani :)