I tu nastąpił moment, którego najbardziej się obawiałam. Czyli wypuszczenie szarańczy na teren otwarty. Ponieważ moich dwoje dzieci zazwyczaj w takim wypadku biegnie w dwie przeciwne strony, byłam przekonana, że czterdzieścioro czworo zrobi dokładnie to samo. Próbowałam zatem podzielić 360 stopni na 44 równe części, te zaś pomnożyć przez ilość dzieci przypadających na jednego opiekuna. Jednocześnie szacowałam w myślach średnią prędkość jaką osiąga siedmiolatek. Tak, wiem, zboczenie umysłów scisłych. Wszystko po to, aby jak najlepiej się przygotować. Zanim skończyłam liczyć... szarańcza stała w równym rządku w parach. Eeeee???? To nauczyciele mają tak łatwo? Tak... że tego:
Jak się okazało później, nauczyciele nie mają tak łatwo. Przez całe moje życie nikt nie zadał mi tylu pytań. Mądrych, głupich, śmiesznych, absurdalnych. Najlepsze było jedno. W trakcie rejsu po jeziorze mitologii i omawianiu postaci Erosa:
- Proszę Pani, a dlaczego jak widzę całujących się ludzi, to chce mi się siku?
I co? Swoim dzieciom bym odpowiedziała. Ale obcym? Nie mając pojęcia o poglądach ich rodziców. Wybór padł na najbardziej wychowawczo błędną opcję:
- Nie wiem! - odburknęłam świadoma własnej porażki. Na pedagoga to ja się nie nadaję! ;)
A poza tym dzieciaki są zwyczajnie cudowne, ich radość zaraża. Wróciłam bardzo pozytywnie zmęczona. Mogę jeździć z nimi na wycieczki częściej :D
To przygotuj sobie tylko zestaw odpowiedzi ratunkowych ;)
OdpowiedzUsuńbez szans :) Nie przewidzisz pytań :D
Usuńheheh, jakie pytanie...
OdpowiedzUsuńna takie to i ja bym nie odpowiedziała :P
O matko... Przypomniało mi się jak swego czasu robiłam za wychowawcę kolonijnego, a w inne wakacje za opiekuna w domu kultury... Jeden dzień i wycieczka to pikuś. Gorzej jak masz takich smarkaczy 24h na dobę i z racji bycia "panem i władcą" czasem się nie kontrolujesz w odpowiedziach na głupie czyny i pytania ;) Ps. Nie lubię dzieci ;)
OdpowiedzUsuń