Właśnie mi koleżanka opowiedziała na fejsbuczku taką historię:
Jakoś tak pasuje do życia Anny L., no to ją wrobiłam. I przypomniałam sobie jeszcze jedną. Mam koleżankę, która ostatnio bardzo zaczęła dbać o siebie i osiągnęła efekt w postaci zgrabnej sylwetki, porzucając stan puszystości. Koleżanka ta stała na jakimś osiedlowym festynie rodzinnym w kolejce po cholera wie co. Stała z synami, więc pewnie była to wata cukrowa albo inny mega kaloryczny wyciągacz pieniędzy. Przystojny facet, stojący w tej samej kolejce, zagaił rozmowę. Taki delikatny flircik. Wtem, ni z gruszki ni z pietruszki, syn koleżanki wypalił: "Mamo! A nie boisz się, że znów tak bardzo przytyjesz?" No i nici z flirtu.
Anna!!! :)
OdpowiedzUsuńCzyżbyś przeżyła coś podobnego, Urszulo? :P
UsuńO padłam xD Dobrze, że młodociany jeszcze nie gada.
OdpowiedzUsuńNo tak... tylko ja mam męża odstraszacza xD
Podoba mi się zdanie "porzucić stan puszystości". Całe życie o tym marzę! Dzieci to potrafią zepsuć każdy efekt he he:).
OdpowiedzUsuńDzieci to mają wyczucie czasu :)
OdpowiedzUsuńDziadek zawsze mówił, że dziecko to cię wyda i na szubienicę. Dziadek miałby dziś sto cztery lata. A jaki aktualny:)
OdpowiedzUsuń