czwartek, 20 marca 2014

bunt

Anna L. poczytała sobie dzisiaj tu (klik) o buncie dwulatka. Szybka analiza zachowania własnego potomstwa skłoniła ją do jednego wniosku:


I tak się Anna L. zastanawia, czy te wszystkie bunty istnieją na serio? Czy naszym dzieciom, gdy osiągają któryś tam z kolei miesiąc czy rok życia, przeskakuje nagle w głowie jakiś mały dinks, który każe im krzyczeć, skakać i wariować? No dobra, to niby płynnie się pojawia. Ale czy nie jest tak, że to nazewnictwo zachowań potrzebne jest nam dorosłym tylko po to, aby łatwiej im się było uporać z naszym brakiem cierpliwości i nerwami? Bo to doprawdy frustrujące powiedzieć sobie: moje dziecko zachowuje się fatalnie, bo coś spierniczyłam w jego wychowaniu. Sytuacja jest o wiele przyjemniejsza gdy wiemy, że nie my jedyne tak mamy, że dzieci po prostu się buntują, zawsze, jak świat światem i jest to element ich dorastania.

Czy jest na sali psycholog?

PS. Anna L. dokonuje przemyśleń na podstawie własnego podwórka. I dziękuje za inspirację.

5 komentarzy:

  1. Zdecydowanie łatwiej powiedzieć - nie, moje dziecko nie jest niegrzeczne, przechodzi właśnie bunt! :) No i tak właśnie myślałam że to się nie kończy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje dzieci przechodzą bunt codziennie...ale ja myślę, że to ćwiczenie swojego charakteru imojej cierpliwość, gdy wiedzą, że niepopuszczę jest spokój, a za jakiś czas znowu bunt się pokazuję bo moze tym razem się uda...I znając życie to będzie bunt trzydziestolatka, czterdziestolatka i tak do setki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam nie wierzę w te bunty 2,3,4,5,6,7,8,9 latka. Myślę, że po prostu dzieci niegrzeczne, więc trzeba to jakoś naukowo wytłumaczyć. ;)
    Cali też się buntuje, i to nie dlatego, że ma dwa lata. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja też szczerze wierzę w bunty - w końcu dzieci (nie tylko) rozwijają swoją osobowość i muszą być tego jakież oznaki. zauważam u swojej córy już drugi taki bunt (ma 3 lata) - wchodzi na wyższy szczebel charakteru i się siłuje (czasem sama ze sobą) i to chyba normalne. i tak intuicyjnie czuję, że coś jest na rzeczy...

    OdpowiedzUsuń