niedziela, 16 lutego 2014

z życia matki bezrobotnej

Do niedawna, poniedziałek dla Anny L. był synonimem ogólnego ruszenia tyłków do pracy. I pomimo, że swoją pracę bardzo lubiła, to ze zrozumieniem spoglądała na wszystkie grafiki, memy i inne internetowe wytwory informujące o poniedziałku i przypominające, że nie da się go przeżyć bez morza kawy. Aktualnie Anna L. spędza poniedziałki w towarzystwie blogowych mam, które pieją z zachwytu nad ciszą jaka powstaje bo odprowadzeniu potomstwa do przedszkoli lub szkół. Nawet te z nich, których dzieci nie osiągnęły jeszcze wieku pozwalającego na zapisanie ich do placówek oświatowych (czyt. pozwalających matkom nie zdziecinnieć do reszty), cieszą się na myśl o poniedziałku, bo zazwyczaj zmniejsza się liczba domowników.
Jednak Anna L. powoli zaczyna wariować. Z jednej strony nie chce jej się wychodzić z domu, z drugiej totalnie się rozleniwiła i w ogóle nie potrafi się zorganizować. Trzeba to jakoś rozwiązać :)

Tymczasem rodzina L. jedzie na pobliski stok w Sieprawiu pooddychać świeżym powietrzem ;)

4 komentarze:

  1. Anna L. zaczyna być nierozłącznym towarzyszem mojej rzeczywistości:):) pozdrawiam:) nadrabiam zaległości i zaglądam do kolejnych postów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie można mieć wszystkiego. Jak nie zaiwanianie do roboty to denerwujące rozleniwienie w poniedziałki :-)

    OdpowiedzUsuń