Anna L. wybiera się jutro na narty, aby się odstresować. Tak na serio - to z tymi nartami, jak i ze wszelkimi sportami wymagającymi utrzymywania równowagi, Anna L. ma ogromny problem. Nie potrafi i już. Nie potrafi nawet jeździć na rowerze. Gdy była dzieckiem jakoś jej to nie przeszkadzało. Gdy była nastolatką zrobiła z tego użytek. Ach, iluż przystojnych chłopców próbowało ją tego nauczyć... Ważne było tylko głębokie spojrzenie w oczy w odpowiednim momencie nauki, tak aby tę naukę przerwać i skupić się na jakże przyjemnej rozmowie na ławeczce w parku. Moment należało wyczuć odpowiedni, tuż przed tym, jak na twarzy delikwenta pojawiał się grymas oznaczający "O ku..., co za łamaga!".
Gdy jest dorosła odczuwa ten brak. Musi się bardzo nakombinować, aby jej dzieci miały z kim jeździć na wszelki sportowych wynalazkach.
Jednak Anna L. uwielbia narty. Ubiera wtedy potomstwo w te wszystkie fajne ciuchy, rozkoszuje się zadowoloną miną córki w kasku z diabelską Hello Kitty i samodzielnością syna. Następnie, w czasie gdy latorośle oddają się jeździe pod okiem instruktorów lub ich własnego ojca, Anna L. znajduje sobie spokojne miejsce i zatapia się w lekturze. Sprawiła sobie nawet w tym celu specjalne rękawiczki z możliwością odsłaniania palców jakże potrzebnych przecież do przewracania stron.
Zazwyczaj zaopatrzona jest w kanapki i herbatę w termosie. Zazwyczaj kanapki i herbatę przywozi z powrotem do domu, bo w barze u stóp stoku jacyś idioci serwują truciznę w czystej postaci, tj. frytki, zapiekanki, hot-dogi, itd. Córka i syn rzucają się na truciznę gardząc kanapkami z chleba na zakwasie z szynką za 39,99 zł za kilogram. Annie L. najbardziej szkoda tej szynki za 39,99. A góralom dudki wpadają do kiesy za góralskie zapiekanki z oscypkiem.
Kiedyś Anna L. mało nie padła twarzą w śnieg ze śmiechu, gdy potomstwo zamawiało jedzenie. Syn był wtedy już całkiem duży, a córka prawie całkiem malutka. Naśladowała brata na każdym kroku. Wyglądało to tak:
Syn: Poproszę "hot-noga", bez sałatek i bez musztardy.
Córka: A ja poproszę "hot-noga" bez sałatek, bez musztardy, bez keczupu i bez bułki.
Anna L. celowo do tej pory nie wyprowadziła dzieci z nieświadomości o popełnianym w nazewnictwie błędzie, bo wydaje jej się on bardzo słodki.
A żeby nie było, że żadnego problemu Anna L. dziś nie miała, to poniżej przedstawia taką sytuację z młodszym bratem w roli głównej, taki mini problemik:
Anna L. oświadcza, że sytuacja jest lekko przerysowana i syf był odrobinę mniejszy ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz