wtorek, 25 lutego 2014

chude zołzy na wiosnę

Co tam, Panie, w polityce? Ano w polityce wrze i to wcale nie za sprawą Chińczyków, chociaż Ci trzymają się mocno, jak zwykle. Tak się Anna L. ostatnio zaczytała, zapatrzyła i zadyskutowała, że nie zauważyła wiosny. A na zewnątrz ciepło, milusio, magnolia ma takie nabrzmiałe pąki, które tylko czekać jak wybuchną swoim cudnym kwieciem. Chociaż przed blokiem Anny L. magnolia stoi sobie w cieniu, przez nikogo nie pielęgnowana i jak już zakwitnie, to wygląda jakby ktoś powyrzucał na uschnięte drzewo kawałki zużytego papieru toaletowego. A gdy zaczyna przekwitać i te kawałki zaczynają miejscami żółknąć i brązowieć, to.... To wtedy magnolia idealnie wpisuje się zarówno w pejzaż blokowiska z wielkiej płyty, jak i aktualnych wiadomości atakujących nas z mediów wszelakich.

Co roku, gdy wiosna przychodzi, człowiek z zaskoczeniem (równym corocznemu zaskoczeniu drogowców zimą) odkrywa, że pozimowe kilogramy umiejscowiły się w najbardziej niepożądanych partiach ciała. Annę L. też to dopada, ale w ciągu całego swojego dorosłego życia nic z tym nie robiła, bo "po pierwsze primo" musiałaby pomyśleć o diecie i ruchu, a "po drugie primo" samo myślenie na te tematy sprawiało, że jej się nie chciało.
W tym roku Annie L. coś jednak strzeliło do głowy i postanowiła pobiegać. Plan był następujący:

  • biegnie dziś ile da radę, mierzy czas;
  • spaceruje do powrotu oddechu;
  • biegnie tak długo, jak długo dała radę za pierwszym razem;
  • kolejne kilka dni biega i odpoczywa w tym ustalonym rytmie;
  • po tych kilku dniach wydłuża czas biegania.
Taki sobie Anna L. plan wymyśliła i dumna z siebie była dopóki nie przeczytała, że to normalnie stosowana metoda i nic odkrywczego to nie jest. Niezrażona tym faktem określiła się mianem nadzwyczaj genialnej (skoro wymyśliła metodę stosowaną przez profesjonalnych trenerów) i poszła biegać.

I tak - Anna L. sama nie wierzy, że to zrobiła. I nie - nie opisze szczegółów. I nie - nie ma ochoty na ten temat dyskutować. I tak - niewiele brakowało, aby umarła. Do domu dowlokła się jedynie siłą woli i tylko dlatego, że nie chciała dzieciom wstydu robić tak leżąc przed klatką schodową.


28 komentarzy:

  1. o nie, za bieganie to ja się nie biorę :) jak już to tylko rower.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nie potrafię na rowerze :( tzn. dwa lata temu niby się nauczyłam, ale więcej się darłam ze strachu niż jechałam ;) I to w środku lasu w deszczu. Bo wydawało mi się to jedynym miejscem i porą, gdzie ludzi nie będzie. Ale byli! Nie rozumiem, skąd się wzięło tylu ludzi w samym centrum Puszczy Niepołomickiej w deszczowy dzień ;)

      Usuń
  2. Nie biegaj, Chodź z nami na fitness ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie próbowałam dziś sprawdzić jak tam moja kondycja i kolano! Doszłam do wniosku, że jak wytrzymam kilka dni, to idę z Wami na bank :)

      Usuń
  3. Bieganie to nie dla mnie, wolę chodzić na basen lub na fitness :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fitness mam w planach ;) tylko najpierw muszę sprawdzić, czy wytrwam w postanowieniu :)

      Usuń
  4. ja zamiast przygotowywać się do wiosny ostro choruję, choć już powoli jestem na prostej:) ubawiłam się przy mikrotorebkach! świetne, świetne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. te torebki to taka zmora moja. Bo ja nie noszę dużo w torebce (portfel, komórkę, klucze, chusteczki i książka), ale i tak dziwi mnie to, jak można mieć taka maluteńką torebeczkę i nagle wyjąć z niej dwie tony kosmetyków. A jak dzieci były małe, to w torebce były ciuchy na zmianę, pampersy, zabawki, ciasteczka, soczki i kij wie co jeszcze :/ Tylko bezdzietne baby noszą mikrotorebki.

      Usuń
  5. ;))) Świetne!
    Ach! Trzeba wziąć się za siebie, ale póki co bazuję na spacerkach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na zdjęciu z awatara widzę, że nie jest źle ;)

      Usuń
  6. Ja zaczynam cwiczyc co pn;)
    jakos mi to nie wychodzi...

    OdpowiedzUsuń
  7. chaaaaa. chyba już przeczytałam prawie wszystkie Twoje wpisy i wciąż mam mało. wywołują uśmiech od ucha do ucha. ale oczywiście oprócz tego, co piszesz (uwielbiam już Twoje poczucie humoru i twój dystans do siebie - podziwiam), to doceniam też rysunki - takie są w sam raz we wszystkim)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chude Zołzy to jakaś plaga. Dlatego ja też wybrałam fitnes. Bieganie by mnie dobiło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja im większa jestem, tym więcej ich zauważam :D

      Usuń
  9. Ależ zdolniacha z Ciebie. Nie dość że idealny plan terningu wymyślisz, to jeszcze takie piękne ilustracje tworzysz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no zdolniacha, zdolniacha... A najlepsza jestem we wkurzaniu byłego męża! :P

      Usuń
  10. Haha świetnie napisane, ja też już miałam zapędy do biegania...i co ...i wielkie nic, leń zwyciężył :-))) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety mój leń też próbuje mnie pokonać, ale już DWA dni się nie dałam ;)

      Usuń
  11. Ja jestem 24letnią zołzą, ale nie chudą. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale Ty dojrzałość wypowiedzi masz więcej, niż 24-letnią. Nie liczy się ;)

      Usuń
  12. Ja jestem z dwudziestoletnich zołz, ale tych co chude nie są, w szpilkach nie chodzą i uwielbiają duże torebki :D
    Do biegania miałam ze dwa podejścia, ale nigdy nie pociągnęłam tego dłużej niż tydzień, nie sprawia mi to w ogóle radości (takie długie męki, sprint jest ok:)), więc dałam sobie spokój, jest mnóstwo innych świetnych sportów :)

    OdpowiedzUsuń
  13. "Chude, wkurzające zołzy" to kiepska motywacja do biegania. Jako stary, bieganiowy wyjadacz sugeruję metodę na Forresta Gumpa (opisałem ją tu: http://tatro.blog.onet.pl/2014/05/04/bieganie-czyli-jak-rozpoczac-wyznawanie-nowej-wiary/. Jeżeli nie poskutkuje - zostaje siłownia, fittness i inne takie... pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  14. HEhe ;) I u mnie na blogu było o ćwiczeniu ;) Ps. Mamilla ma zamiast fitnessu i roweru, schody i nadpobudliwą, ciągle cudującą Steff... Tylko efekty gorsze niż po siłowni ;)

    OdpowiedzUsuń