Rozmowa z Młodym IV:
- Co masz taką minę?
- Wlałem właśnie koszerne wino do wieprzowiny...
A co poza tym u Anny L.? Nerwy, nerwy, nerwy...
Wczoraj Anna L. odebrała dzieci od Eksa. Pierwsze, co poleciła potomstwu - to kąpiel. Rozebrała córkę. Odkręciła wodę. Córka zaprotestowała i uciekła z łazienki. Po kilkukrotnych upomnieniach Anna L. zrezygnowała z walki i poszła sobie zrobić herbatę. Buntowniczka tymczasem darła się wniebogłosy, że jej zimno.
- To się ubierz! - odkrzyknęła Anna L.
Córka ubrała się w letnią delikatną sukienkę na ramiączkach. "Z pewnością" było jej cieplej. Trzeba było zmienić strategię: najpierw przygotowania do szkoły na kolejny dzień.
Pakowanie plecaków przyniosło następujące wiadomości:
1. Między podręcznikami Syna w plecaku znajduje się zgniło-spleśniały ogryzek jabłka.
2. Córka zgubiła piórnik.
Anna L. zostawiła potomstwo pod opieką babci, co było posunięciem nader rozsądnym, bo w jej głowie zaczynały niebezpiecznie dochodzić do głosu pewne mordercze myśli. Nie dzieci miała Anna L. ochotę mordować, ale Eksa. Bo przecież to jest całkiem normalne, że pracujący człowiek się piwa napije.
A latorośle to istne barometry emocjonalne. Wyczują każde, nawet najgłębiej ukrywane, wzburzenie matki, co skutkuje natychmiastowymi nerwami i nieporozumieniami.
Poszła więc Anna L. do sklepu kupić pióro dla Córki. Reszta wyposażenia całe szczęście była w domu w pudełku zapasowych szkolnych pomocy. Wysiadając z auta zorientowała się, że jest ubrana w sweter, którego 50% składu to kocia sierść. Przytulanie biało-rudego kota, gdy jest się ubranym na czarno, nie jest dobrym pomysłem. Przemknęła szybko między ludźmi, aby nie myśleć o swetrze, wybrała różowo-kotkowe pióro i podziękowała w myślach twórcy kas samoobsługowych, dzięki któremu nie była narażona na prezentację swetra ekspedientce.
Wyjechanie z hipermarketu w niedzielę wieczorem okazało się horrorem. Korek jak jasna cholera. Anna L. podsumowała jednak dane: kanonizacja, Kraków, bliskość Łagiewnik - trzeba celebrować, żarcie i popitek kupić. Bo że naród celebruje, to widać było w co trzecim oknie. Skąd, u diabła, ludzie biorą plakaty z Papieżem? Czy prasa katolicka oferuje święte rozkładówki?
Po przyjeździe do domu atmosfera na szczęście się rozładowała. Problem miała tylko Córka. I to poważny problem. Natury co najmniej egzystencjalnej:
Jak czytam Twoje teksty, to widzę jak ciężkie jest życie po rozstaniu. Ile problemów i jak to wpływa na dzieci.
OdpowiedzUsuńNa pewne problemy filozoficzne nie poradzisz. Przeczekać. Wszystko mija, nawet najdłuższa żmija, jak mawiał Lec.
OdpowiedzUsuńOkazyjnie bywam matką samotną, a jestem w tych dniach tak wykończona, że nie mogę klepnąć w klawisz, nawet wlazkotka. Szacun!
Dobrze, że masz poczucie humoru, chociaż widzę, że wychowywanie dzieci w pojedynkę nie jest łatwe. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńEh ja wyglądam tak samo jak mnie weźmie na czułości do psa, a po pióra i długopisy latam przynajmniej raz w tygodniu...świetny tekst z kredkami ja jak byłam mała to samo robiłam :)
OdpowiedzUsuńAnia znikające piórniki, długopisy, koszulki to u nas norma. A plakaty z Papieżem to kiedyś dostawałam od mamy:), zawsze można zrobić ksero:)
OdpowiedzUsuńJakbyś miała droga Anno zapobiegliwo-nadgorliwą babcię jak Mamilla to byś wiedziała skąd w niektórych domach plakaty Papieża, stosy prenumerat Gościa Niedzielnego i inne Katolickie "gadżety" ;) U nas na chałupie kocich kłaków mnóstwo, sama czasem rozkminiam skąd kudły w papierze toaletowym czy szczoteczkach do zębów - obrzydliwe ale niestety prawdziwe :/
OdpowiedzUsuńI za każdym razem się uśmiecham jak tu wchodzę :) Twórz dalej Anno L.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię!!!! Love! A takie dylematy jak córka tez miałam. Z ołówkami głównie.
OdpowiedzUsuńWe Włoszech to wczoraj sprzedawali pizzę z podobizną naszego papieża:). A problemy z kredkami u nas mniej więcej te same- mąż kupuje je namiętnie!
OdpowiedzUsuńTo jest takie trudne po rozwodzie...podejmujesz jedyną słuszną decyzję, a potem bujasz się emocjonalnie...trudniejsze gdy są dzieci..
OdpowiedzUsuńbo chcesz dla nich jak najlepiej, bo rozwodzicie się Wy, a dzieci wciąż są Wasze...jakby ta druga strona miała klapki na oczach i nie starała się aby dzieci przeszły to jak najłagodniej.. przecież one doskonale wczuwają się w nasze emocje i przeżywają całą sytuację...
patrząc z perspektywy czasu dla mnie to było najtrudniejsze..
Kiedyś to się ułoży .. musi...po prostu rozwód tez trzeba przeżyć.. jak żałobę...pozwolić sobie na ujście emocji...w sumie jak się podniosłam to wiele fajnych rzeczy mnie spotkało. w tym jedna internetowa przyjaźń :)))
U nas kreski w głównej mierze służą do zjadania:)
OdpowiedzUsuńkażdy chciałby zjeść ciastko i mieć ciastko...czytaj kredki ;)aleeee kredki do jedzenia?chyba coś popieprzyłam..;);)
OdpowiedzUsuńDylemat z kredkami znam... z własnego dzieciństwa ;-)
OdpowiedzUsuń