Plan Anny L. spalił na panewce. Jaki plan? Ano taki, aby czas wolny (z okazji przerwy świątecznej i egzaminów gimbazy) spędzać maksymalnie aktywnie. Skutek miał być taki, że potomstwo po powrocie do domu będzie padać na rzęsy, a Anna L. będzie miała wolne wieczory. I tak w czasie powrotów do domu dzieci jęczały, że nie dadzą rady, ale po przekroczeniu progu następowała magiczna regeneracja, a na rzęsy padała Anna L. Nawet zdarzyło się jej usnąć w dżinsach i makijażu.
Całe szczęście, że dziś przed południem Eks zabrał je do siebie na weekend. Anna L. ma szansę odpocząć.
Wracając wczoraj do domu tramwajem, dzieci jęczały jak najęte. Tematyka około umieraniowa, typu:
- Ałłłłłaaaaa!!! Mamoooo, nie czuję nóg! Nie czuję nóg! Muszę usiąść!!!
Anna L. poradziła im zatem, by się w coś pobawiły. Po burzliwych negocjacjach w co i dlaczego nie w to co chce drugie, albo dlaczego nie w berka po tramwaju, postanowiły wymyślać przywitania. A wzorować się miały na przywitaniu aktualnie panującym w szkole.
- A jakie to przywitanie? - zapytała niczego jeszcze nie podejrzewająca Anna L.
- Aaaaa, taki rozwinięty żółwik. - odparł Syn.
- No to pokażcie.
I tu latorośle, na cały głos, równiutkim chórem, wyrecytowały:
- Żółwik, żółwica, paróweczka i w cyca!!!
Pozostali pasażerowie parsknęli śmiechem, Anna L. udawała, że nie zna tych dzieci, potomstwo widząc reakcję ogółu pomyślało, że udało im się coś bardzo śmiesznego i na fali zachwytu klepało rymowankę w kółko.
A gdzie rodzina L. spędziła wczorajszy dzień? Kto zgadnie?
Zawszę się uśmieję jak Cię czytam :) Nie mam pojęcia co to za magiczne miejsce.
OdpowiedzUsuńCzego to teraz tych dzieci w szkole uczą? :p
OdpowiedzUsuńNie zgadnę - chwal się co to za fajna miejscówka :)
Super wycieczka. Ależ Ty jesteś Perfekcyjna Mamą :)
OdpowiedzUsuńhehe, ale pomysłowi :D
OdpowiedzUsuńteż często się zastanawiam, skąd dzieci mają tyle energii...
Pojęcia nie mam gdzie byliście, ale to na pewno fajne miejsce. Przypływ energii po powrocie do domu znam aż za dobrze. Szczególnie dotkliwy był w górach, cały dzień łażenia, dzieciaki konały, a po powrocie do "bazy" ganiały do 22-giej... Na tych samych nogach, których nie czuły...
OdpowiedzUsuńA to jutro Wam napiszę co to za miejsce :) Albo pojutrze ;)
OdpowiedzUsuńJa się chętnie dowiem, ale Ty Kochana korzystaj, że wampirków nie ma w pobliżu :)
UsuńHehe kapitalni :)
OdpowiedzUsuńI w cyca! :)
OdpowiedzUsuńAnia nie pamiętam jak się nazywa to miejsce, ale byłam tam z rodzinką jak zrobiliśmy wypad do Krakowa. Ukrop był niemiłosierny, Drugorodny leżał jeszcze w wózeczku, a Pierworodny szalał, łącznie z rodzicami po parku. Na dowód mamy pełno zdjęć!!!, łącznie z nadobnym małżonkiem stojącym na ręce!!!! Po drugiej stronie ruchliwej ulicy, jest taka wielka galeria zgadłam:)?
OdpowiedzUsuńand the winner is...!!!!
UsuńZgadłaś!!! Ogród Doświadczeń :D Fantastyczne miejsce, polecam każdemu odwiedzającemu Kraków :D
O matko... A ja głupia myślałam ze z wiekiem, proces reaktywacji po fazie "umierania, i padania na ryjka ze zmęczenia" ulega degradacji... Jak Steff teraz ma takie wyskoki to co będzie później? :o No dzieciaki ma pierwsza klasa widać że po mamuśce poczucie humoru ;)
OdpowiedzUsuńWyliczanka.. no po prostu extra bez dwóch zdań ^^ Miejscówkę chętnie byśmy odwiedzili, bo do Krakowa nie tak daleko, ale chyba jeszcze ekipa musi podrosnąć :-P -póki co tylko rodzice by poszaleli ;-) A ten brak energii u matki, oj miałam nadzieję, że będzie lepiej z wiekiem (dzieciarni of course heh), a tu widzę że klops :P
OdpowiedzUsuńJedno jest pewne- na pewno nie tam, gdzie ja mieszkam, bo nie widzę na zdjęciach żadnych schodów.
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że moja córeczka też jest wampirem ha ha:).
Ilekroć oglądam Twoje rysunki, zawsze mam później lepszy humor, a Annę L. bardzo polubiłam, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTeż się dziwię, skąd u Płaczoliny tyle energii ;-)
OdpowiedzUsuń