Z piątku na sobotę w nocy Córka miała gorączkę. No i nici z kabaretu. Bo rodzina L. miała ambitny plan spędzenia sobotniego południa na programie "Bez wąsów" Kabaretu Hrabi.
Poprzedni weekend należał do taty. Eks miał więcej szczęścia w kwestii dziecięcej zdrowotności. Latorośle wróciły zadowolone, chwaląc się jak cudownie było:
No tak, sprytne. Anna L. nie wiedziała czy ma się zacząć śmiać, czy płakać. Tym bardziej, że przeczytała w mądrej książce należącej do babci ("Neurodydaktyka" M. Żylińska klik), że dzieci do bodajże szóstego roku życia w ogóle nie powinny spędzać czasu przed ekranem. Czy to monitor komputera, czy telewizor. Córka nawet się rozpłakała jak to usłyszała i miała wielkie opory przed włączeniem sobie bajki. Anna L. wytłumaczyła Córce, że nic się nie stanie jak sobie tę bajkę obejrzy, skoro wcześniej oglądała już inne. I tak właśnie pokazała dziecku, że nie należy przejmować się ważnymi informacjami naukowymi dotyczącymi jego zdrowia. Przeklęła siebie w myśli za tę wychowawczą mądrość. (To przeklinanie w myśli i pod nosem jest już z pewnością jej cechą charakterystyczną. Anna L. zastanawia się nad terapią. Są takie?). Oczyma wyobraźni zobaczyła Córkę w przyszłości z papierosem w ręku, stojącą przed olbrzymim plakatem o niepaleniu. Plakatem, który miałby szansę zmienić coś w życiu Córki, gdyby nie pewien incydent z dzieciństwa.
Reakcja Syna była niezwykle wyrazista. Popatrzył na Annę L. wzrokiem jednostronnie zmrużonym. Syn, gdy nie wierzy mówiącemu, robi bardzo charakterystyczną minę: mruży jedno oko i podnosi brew drugiego. Potomek popatrzył więc i wydał z siebie jedno, ale jakże znaczące, słowo: "what?". Taaaak, bo Syn to poliglota. Kiedyś wyrwało mu się nawet "what the fuck?", ale mu troskliwa matka wytłumaczyła, żeby nie używał wyrażeń, których nie rozumie. Na szczęście podziałało. Na tym Syn zakończył reakcję i wrócił do komputera.
Anna L. pomyślała, że to urodzony oportunista jest i tyle. A skoro diagnoza została postawiona, to łatwiej będzie wychowawczo, bo wiadomo z czym i jakimi narzędziami walczyć.
Zdusiła zatem ból głowy spowodowany katarem i zawinęła potomstwo na plac zabaw (niedziela już była, a po córkowej gorączce nie było śladu). Posmęcili się też po osiedlu, poszli na lody, poczytali książkę na ławce. Katar Anny L. prawdopodobnie jest alergiczny, bo dziś jego posiadaczka umiera na samą myśl o kwitnących drzewach.
Oj też umieram na katar :( Laptop na podwórku :)
OdpowiedzUsuńJa już sobie odpuściłam wszystkie mądre tezy. Moje dzieci się jakoś na nie nie łapią, ale żeby nie było, że nie próbowałam:)
OdpowiedzUsuńJak katar alergiczny to jakiś specyfik na to...może w końcu podziała...AAle z facetami tak bywa, jak ja powiem mężowi, żeby się pobawił z chłopcami to pokazuje im nową grę na komputerze - wszystkich wciąga i nikt mu nie powie, ze to nie zabawa...
OdpowiedzUsuńMy jesteśmy ambitniejsze jeśli chodzi o wychowanie dzieci i spędzanie z nimi czasu a tatusiowie zwykle robią tak aby to im było wygodniej :)
OdpowiedzUsuńJak to nie można umrzeć na katar? Oczywiście, że można. Jeśli nie dosłownie, to przynajmniej mentalnie, towarzysko, społecznie... Katar jest jak depresja- odbiera chęć do życia.
OdpowiedzUsuńTatuś dzieci pomysłowy- bardzo. Mój małżonek, choć jest naprawdę fajnym tatą, czasami robi takie numery, że zabić to NAPRAWDĘ mało. 5letniej Elizie przyniósł grę na komputer, bo "taka fajna, z koniami". I od tamtej pory to ja jestem tym złym policjantem, który walczy o granie tylko w weekendy i tylko pół godziny dziennie. O, albo inny przykład- komórka dla 6latki? Czemu nie, bo Im telefony w pracy zmieniali, to jak mógł nie skorzystać... Wrrrrrr!
Mój mąż i syn też umierają... Ja jestem dzielna, bo nie mam kataru, ale tak sobie myślę, że oni mnie zabiją po prostu ^^"
OdpowiedzUsuńMnie też ostatnio męczy katar :/
OdpowiedzUsuńRysunek jak zawsze mnie rozwalił, jakie to prawdziwe ;)))
a my kataru nie mamy :))) ale łączymy się w bólu bo wiemy jak to jest gdy się go ma :) rysunek wymiata!
OdpowiedzUsuńU mnie na razie cisza z katarem ale jestem alergikiem i koło wakacji pojawi się katar, który będzie mnie zabijać :P
OdpowiedzUsuńZ kawą w ręku, uśmiechem na ustach i myślą, nie spinać się i brać przykład z Anny! tak zaczynam dzień. Co do alergii i kataru polecam zestaw: Bilaxten (tabletki) spray (Avamys). Po wielu latach wiosenno-letniej udręki, jak ręką odjął.
OdpowiedzUsuńU nas alergia to utrapienie męża, ale i moje także, bo zakatarzony chłop, to gorzej jak dziecko ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę, żeby Ci się ten katar szybko skończył i byś mogła oddychać pełną piersią ;)
Hehe, kompromis idealny.
OdpowiedzUsuńI ja umieram na katar, a do tego kaszel i ból gardła dochodzi ;P
OdpowiedzUsuńRysunek powala.Zdrówka życzę ;)
OdpowiedzUsuń